piątek, 27 listopada 2015

poniedziałek, 2 listopada 2015

fem!Hawke & Fenris - 5

Rozdział 5 

Wstałam i zaczęłam się ubierać. Zerkałam co chwilę na niego z wielką troską i wciąż szepcząc ,,Nie martw się, damy radę.''. Widząc bałagan, jaki miał w pokoju, zaczęłam wszystko układać z myślą o jego strategii : wchodzę, zabieram, wychodzę. Po około kwadransie wszystko leżało w ładzie i porządku. Uśmiechnęłam się dumnie i znów na niego zerknęłam. Na te srebrzyste włosy, niczym księżyc w pełni, na ciemną karnację, senne powieki przykrywające piękne zielone oczy, typowy elfi nos z długą przegrodą. Nie wyglądał już tak młodo, gdy jak go poznałam, ale wciąż pozostawał w dobrej formie - w wieku wręcz idealnym na ojca.
Po pewnym czasie wyszłam z pokoju. Delikatnie, starannie i bezszelestnie zamknęłam za sobą drzwi. Udałam się korytarzem w stronę holu, a na miejscu spotkałam Danala.
-Witaj ponownie - uśmiechnęłam się do niego, podchodząc już do wielkiej drewnianej lady.
-Witaj Klaro! Wszystko w porządku? Zarządca doniósł, że spod 9 doszło do jakiejś bójki...?
-Nic z tych rzeczy! Fenris słusznie buchnął na mnie gniewem, ale do niczego nie doszło - w moim uśmiechu było tyle szczerości, że nie mógł mieć żadnych wątpliwości.
-Dobrze więc. Czego zatem potrzebujesz, moja droga?
-Chciałam zapytać, czy jest coś w czym mogę pomóc? - spytałam się podpierając na biodrze.
-Stare problemy, które chciałbym, aby były zakończone pokojowo, lecz nie ma takiej możliwości... Niedźwiedzica znad rzeki znów ma młode i atakuje wioskę. Mówię tym parszywym wieśniakom, żeby nic jej nie robili, ale ci jak zwykle nie słuchają. Nie wiem jak powinniśmy sobie z tym poradzić.
-Zbyt dużego doświadczenia z zwierzętami nie mam, ale postaram się jak mogę. Nie będę dłużej zwlekać. Do zobaczenia. - od razu zaczęłam się z powrotem kierować w stronę pokoju, by założyć zbroję.
-Uważaj na siebie, Klaro - powiedział do moich już oddalających się pleców, na co przystanęłam i lekko odwróciłam głowę.
-Nie ma co się martwić, ja zawsze sobie radzę.
-W to nie wątpię. - po jego słowach ruszyłam dalej.
Gdy weszłam do pokoju, zaczęłam ubierać zbroję. Na początek nagolenniki, potem napierśnik, naramienniki, rękawice, buty i jak należało - zaplotłam warkocz. Fenris zawsze powtarzał, że to w nim wyglądam najpiękniej, na co zwykłam się rumienić. Choć nigdy nie przepadałam za komplementami, to z ust Fenrisa zawsze sprawiały mi przyjemność. Pod koniec sięgnęłam po ostrza, którymi uwielbiałam rzucać w niczego nieświadomych przeciwników i przymocowałam je do pasa. A ostatnie co zrobiłam - sięgnęłam po moje sztylety. Jak zwykle ostre i wygodne w rękojeści.
Nie zwlekając dłużej, wyszłam ponownie z pokoju i udałam się korytarzem z powrotem do holu. Przechodząc tamtędy zerknęłam na żar w kominku, był drobny, ale bardzo mocny. Uwielbiałam patrzeć w ogień przed walką, dodawał mi on bowiem otuchy i siły.
Po otwarciu drzwi powitało mnie słońce lekko wschodzące ponad drzewami. Wokół było paru ludzi i siostra z świątyni. Wolałam nie mieć z nią do czynienia i od razu poszłam w stronę lasu. Niestety jak się okazało, to właśnie mnie szukała. Zauważywszy mnie, krzyknęła.
-Klaro Hawke! Natychmiast proszę stać, a następnie obrócić się i położyć wszelką broń na ziemi! - na jej słowa powoli obróciłam się w jej stronę, po czym znudzona oparłam się na biodrze nie wykonując polecenia.
-Powtórzę jeszcze raz - proszę położyć broń na ziemi! - w jej głosie było tyle wątpliwości, jakby przeczuwała, że zaraz coś zrobię. Jednak ja tymczasem tylko myślałam o tym, żeby ktoś ją walnął w łeb.
-Możesz mi wytłumaczyć o co ci chodzi, siostrzyczko? - uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi.
-O co?! O straszenie naszych mieszkańców! Biedny Latrius wciąż nie może się ocknąć. Cały czas powtarza, że powróciła zguba, imieniem Klara. Że właśnie ty znowu sprowadzisz na nas nieszczęście.  - gdy to usłyszałam, opuściłam ręce i zaczęłam agresywnym krokiem zmierzać w stronę świątyni. Wiedziałam, że własnie tam jest ten zakłamany idiota.
-Wierni, strzeżcie swojego brata!
Ludzie stojący wokół niej zaczęli na mnie iść z mieczami. Pierwszego ochotnika zablokowałam w nadgarstku, gdy robił zamach, po czym wbiłam mu ostrze w brzuch, a ten żałośnie opadł na ziemię. Kolejny myślał, że trafi mnie z łuku, na co odpowiedziałam piruetem - strzała przeleciała mi zaraz obok uda. Po piruecie szybko rzuciłam w niego kolejnym ostrzem. Zmierzyłam siostrę gromiącym wzrokiem, a ona wyraźnie wystraszona zaczęła uciekać do świątyni, pomijając fakt, że się po drodze potknęła padając na ziemię. Pozostało jeszcze dwóch ludzi, którzy tym razem byli wyposażeni w zbroje, oraz tarcze i dość solidne miecze. Wielkim ich błędem było atakowanie mnie naraz, ponieważ zrobiłam unik w postaci przysiadu, po czym nabiłam ich na sztylety. Popatrzyłam jeszcze na trupy leżące wokół, po czym obróciłam sztylety w rękach i szybkim krokiem ruszyłam za siostrą w stronę świątyni.
Gdy już byłam za mostkiem, nagle ktoś położył mnie na ziemię. Automatycznie obróciłam się na plecy.
-Klara! Co ty robisz?! - Fenris przyszpilił moje nadgarstki.
-Fenris...? - zaczęłam widzieć podwójnie.
Po chwili zrobiło mi się słabo i straciłam przytomność.




Źródło Arta : Forum Sufficient Velocity

niedziela, 1 listopada 2015

fem!Mahariel & Tamlen - 3

Rozdział 3

Siedzieliśmy sami, gdy reszta już spała. Ogień powoli przygasał, jednak wciąż dawał nam odrobinę światła i ciepła. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on delikatnie ścisnął moją dłoń.
-Ma vhenan... - szepnął. Gdy usłyszałam jego głos ciarki mnie przeszły. Gdy go ostatni raz widziałam był on taki młodzieńczy. Teraz nabrał męskości i mocy, jednak wciąż był podobny do tamtego. 
-Cieszę się, że żyjesz - powiedziałam po chwili. Wtedy nagle księżyc rozświetlił moją drobną, bladą, elfią twarz. 
-Ja również, Cieszę się, że dożyłem chwili, by cię znów zobaczyć. Gdy usłyszałem ,,Bohaterka Fereldenu'' od razu pomyślałem o tobie... Nie miałem pewności, a jednak naprowadziłem się dobrze.
-Nie odpowiedziałeś mi w lesie. Jak przeżyłeś? Myślałam, że zostałeś skażony tak jak ja. - po chwili namysłu nagle dodałam - Ale poczekaj, przecież my go nie widzieliśmy. Przybył po tym, jak znaleźliśmy to lustro. Skąd o nim wiesz?
-No właśnie... O niego chodzi. To głupia historia i aż wstyd mi o tym powiedzieć. No ale dobrze. Spotkałem Duncana. Jednak miał on tylko jedną fiolkę z krwią pomiotów. Nalegałem, by ratował ciebie, ale upierał się i wciąż powtarzał, że mój stan jest gorszy, ponieważ miałem dosłowny kontakt fizyczny z lustrem, a ty nie. Bałem się, co powiesz, gdy dowiesz się, że musiałem najpierw ratować własny tyłek. Jednak zanim zdążyłem wrócić do klanu, ciebie już nie było. Merrill powiedziała, że Strażnik cię zabrał. Nie mogłem zostać, choć mnie namawiali, ponieważ Opiekunka nie wyraziła zgody. Powiedziała, że nie ma dowodów na to, że jestem już bezpieczny i z ,,troski o klan'' musi mnie odesłać. Nie miałem pojęcia, gdzie się udałaś wraz z Duncanem, więc ruszyłem w podróż po Fereldenie. Przez całe te lata szukałem cię. Byłem wiele razy tak blisko, choć zawsze niedostatecznie. Ale wiedziałem, że żyjesz. Choć pojawiły się wątpliwości, gdy usłyszałem o Ostagarze... Przez pewien czas bałem się. Ale ponownie trafiłem na trop...
-Fioletowe wstążki... - powiedziałam wraz z nim
-Naprawdę je znajdywałeś? - poczułam zaskoczenie, ale i ulgę.
-Były spryskane wywarem z fiołków - twoich ulubionych kwiatów. Zawsze ci je dawałem.
-Te wstążki to był symbol, że o tobie nie zapomniałam...
-I miło mi to wiedzieć, że mimo tych paru lat wciąż kimś dla ciebie byłem.
-Nie mogłabym o tobie zapomnieć.
Pocałował mnie. Na moich policzkach pojawiły się czerwonawe rumieńce. Poczułam bijące od niego ciepło - Kochałam go. Bardziej, niż mogłabym sobie wyobrazić. O kimkolwiek innym nie potrafiłam. Jedynym mężczyzną był Tamlen. Po chwili przerwał i spojrzał mi w oczy.
-Wciąż tak samo piękna - uśmiechnął się kącikiem i cicho zaśmiał - Wciąż te same fioletowe oczy.
-A u ciebie coś się zmieniło... Głos - zachichotałam.
-Aż tak bardzo słychać? Ja wielkiej różnicy nie odczuwam.
-Ale ja tak - uśmiechnęłam się.
Potem nie spaliśmy całą noc. Przytuleni leżeliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy. Po chwili zastanowienia dotarło do mnie.
To nie był sen. Znów leżałam właśnie obok jego, jak kiedyś. Rozmarzyłam się, gdy zerknęłam na księżyc odbijający się w jeziorze. Często o tej porze zwykliśmy opowiadać sobie żarty i kawały, budząc cały klan śmiechem. Był częścią mojego dzieciństwa. Bardzo dużą. Wszędzie razem...
Zawsze i wszędzie.






Źródło Arta : HDWallpapers

sobota, 10 października 2015

fem!Mahariel & Tamlen - 2

Rozdział 2

Tego dnia, lecz już późnym popołudniem postanowiłam wybrać się do lasu Brecilian. Chciałam znowu poczuć to miejsce, ten znajomy zapach. Było to ostatnie, w którym byłam wraz z całym klanem. To tam znaleźliśmy ruiny, które nas rozdzieliły. Był to najgorszy dzień w moim życiu. 
Doszłam na skraj lasu. Przeszłam powoli pomiędzy drzewami, gdzie kiedyś leżał obóz innego klanu. Wraz z wilkołakami zabiłam ich wszystkich, ponieważ Zathrian ich zaczarował. Niewinnych ludzi skazał na nękę do końca życia, czyli zniżył się do ich poziomu. Tak jak oni kiedyś zniewolili nas, tak on teraz postąpił podobnie. Nie potrafiłam tego zrozumieć i postanowiłam go zabić. 
Ich kości tam leżały. Wzdrygnęłam się lekko na ich widok, ale pozostawałam nieugięta. Nie żałowałam swojego wyboru.
Moje krótkie rudawe włosy powiewały delikatnie na wietrze i szłam z sztyletami w rękach - jak zwykle gotowa na wszystko, na zielonkawej zbroi odbijały się promienie słońca. Czułam świeże powietrze lasu, zapach wilgotnej kory żelazodrzewa, delikatną woń pobliskiej Łaski Andrasty. Piękne kwiaty, które uwielbiała Leliana oraz jej matka. 
Poszłam dalej, przyglądając się każdemu elementowi lasu. Każde drzewo, każdy krzak i inne obiekty dokładnie oglądałam. W niektórych miejscach przychodziły wspomnienia, gdy jak dzicy biegaliśmy z Tamlenem. Uwielbiał mnie gilgotać w boczki i rzucać na trawę. Zawsze po tym padał dramatycznie na ziemię, zaraz obok mnie. I przez ostatni tydzień, gdy się widzieliśmy również całował mnie w policzek. Kiedy to wspomnienie przyszło, położyłam rękę na własnie tej części twarzy. Przypomniałam sobie jego muskanie ustami - codziennie. Często się uśmiechałam, a zaraz po tym smutniałam.

,,Tamlen, a co jeśli coś nam się stanie? Jak ja wtedy będę żyć... Gdyby nie ty, już dawno bym umarła''

Często to sobie powtarzałam. Naprawdę odegrał wielką rolę w moim życiu i wielkie trudności sprawiały by mi chociaż próby zapomnienia. Zbyt wielka część mojej pamięci była przez niego zajęta, bym mogła tak po prostu ją wymazać.
Nagle gdy stałam z ręką na policzku usłyszałam odgłosy walki i krzyki bojowe. Postanowiłam jak najszybciej ustalić źródło hałasu i udać się na pomoc. Wszystkie szmery były niewyraźne, ale udało mi się słuchem ,,odnaleźć'' kierunek. Ruszyłam jak najszybciej wydeptaną, wąską ścieżką na południe. Po chwili znalazłam się w środku walki pomiędzy grupą jakiś elfów a dwoma wielkimi niedźwiedziami. Pojedynek rozgrywał się spontanicznie i szybko. Byli dobrze wyszkoleni, więc nie było ani nudno, ani trudno. 
Na polu walki było 6 elfów - dwóch łuczników, jeden łotr, jeden mag i jeden wojownik - wszyscy zakapturzeni. Łucznicy atakowali każdy po jednym przeciwniku, mag ciskał magicznymi pociskami z kostura w stronę czarnego wraz z łotrzykiem, który go nakłuwał. A ostatni - wojownik zajmował się czarnym. Nie stałam oczywiście jak głupia - w chwili ,,wprosiłam się'', a raczej im pomogłam. Jednym sprawnym rzutem noża wbiłam go brązowemu prosto między oczy,a w tej chwili wojownik dobił drugiego. Chwilę stali oszołomieni, próbując zlokalizować swojego pomagiera, to znaczy mnie. 
Poczułam się dziwnie, gdy grupa sześciu elfów spojrzała na mnie spod kapturów. Wolałam patrzyć każdemu prosto w oczy, ale czego wymagać od nieznajomych. Nagle tamten wojownik zaczął szybko iść w moją stronę. Stałam jak stałam, w ogóle nie wzruszona tym faktem, w końcu wiele było już takich sytuacji. Gdy był już parę metrów ode mnie rzucił miecz na ziemię i rzucił mi się na szyję, przyciskając moje ciało mocno.
-Mesira... - wyszeptał.
Nie mogłam uwierzyć. To był on. Mój Tamlen. On żył, był cały i zdrowy. Jednak nie mogłam pojąć jednego. Jak on przeżył? Ja zostałam Szarą Strażniczką i się uchroniłam. Ale jak on to zrobił?
-Boże, moja Mesira. Moja najlepsza Mesira... - przycisnął mnie jeszcze mocniej, aż ledwo mogłam oddychać. 
Po chwili pocałował mnie. Poleciały mi łzy z oczu. Nie mogłam uwierzyć, że to nie był sen. Byliśmy znów razem.
-Ale... Jak ty właściwie przeżyłeś?! Wróciłam po ciebie, a ty zniknąłeś... Duncan powiedział, że jesteś już zapewne martwy, albo dotknęła cię zaraza i wkrótce będziesz!
-Tak ci powiedział? Bzdura! To znaczy, byłem skażony... Ale ta historia jest naprawdę głupia...
-Nie obchodzi mnie to, ważne, że żyjesz. To się liczy dla mnie teraz jako jedyne. - przytulił mnie ponownie.
-Poznaj Drużynę Cienia.  Ten mag to Rhys, tamci łucznicy to bliźniacy - Nadlen i Roland, a ten tu łotrzyk to Haddris. 
-Witaj. - skłonił się lekko Haddris.
-Uszanowanie! - wykrzyknęli entuzjastycznie Nadlen i Roland.
-To zaszczyt móc cię poznać. - dodał po chwili Rhys.
-Miło was poznać. Skąd się wszyscy znacie? 
-Myślałem, że uda nam się odszukać nasz klan... No i ciebie głównie. Wierzyłem w to, że wciąż żyjesz. Zamyślałem się, czy to ty nie jesteś Bohaterką Fereldenu... No i się nie myliłem, najwidoczniej. Opisano mi tą skazę na twoim policzku...
To prawda, miałam bliznę. Na prawym, czyli tym, w który mnie zawsze całował. Miałam tylko nadzieję, że to niczego w związku z tym nie zmieni.
-Tak... Podczas ostatniej bitwy jeden z wieśniaków trącił mnie i przywaliłam w gałąź, troszkę głupie. Wolałabym, aby była zrobiona ostrzem jakiegoś wojownika podczas wielkiej bitwy... - zaśmiałam się krótko.
-No tak... 
Chwilę staliśmy obserwując zmiany na naszych twarzach. Tamlen wyraźnie nabrał bardziej męskiego wyglądu. Miał również lekki zarost, ale on nie zmieniał zbyt wiele. Nadal był tak przystojny, jak przy naszym ostatnim spotkaniu przed ponad półtora roczną rozłąką. Jego bardzo błękitne oczy wciąż przyciągały największą uwagę. Uwielbiałam się w nie wpatrywać.
-Mam rozumieć, że... Idziesz z nami? - chwilę po jego słowach uśmiechnęłam się.
-Tak. Już nigdy cię nie zostawię.






Źródło Arta : Tumblr

piątek, 9 października 2015

fem!Mahariel & Tamlen - 1

Rozdział 1 [próbny]

Koniec plagi. Dzięki podstępowi doskonałemu udało mi się uniknąć śmierci. Alistair na tym skorzystał, cholerny do niedawna prawiczek. Wszyscy szczęśliwi, oprócz mnie... Na co mi było życie, jak bez Tamlena? Tego jedynego od dawna, który tak się o mnie troszczył... 
Myślałam, że odszedł na zawsze. Mój klan nawet nie chciał go szukać, bo cholerny, już w dzisiejszych czasach zmarły, Duncan powiedział, że plaga go na pewno dopadła i, że nie ma już dla niego nadziei.
Ja również zostałam dotknięta tą zarazą. Jedynym sposobem, by zapobiec śmierci było zostać Szarym Strażnikiem. Wtedy jeszcze nie miałam zamiaru żegnać się ze swoim życiem, dlatego przystałam na warunki. Nasza opiekunka mnie wysłała.
Historię plagi pewnie znacie, nieraz jest ona opowiadana w tawernach i innych miejscach. Choć miało to miejsce dobre 7 lat temu, wciąż jest to idealny temat, by zabawić gości i słuchaczy. 
Pewnego dnia siedząc w swoim pokoju w rezydencji nieopodal głównej drogi do Redcliffe czytałam książkę. Ktoś opisał w niej moje przygody, które opowiedziała pisarzowi Leliana. Lektura nie była najgorsza, ale wywołała u mnie wspomnienia. W niektórych momentach łzy ściekały mi po policzkach, a twarz stawała się czerwona. Wyglądam w takich sytuacjach okropnie, dlatego unikam płaczu. 
W całej lekturze najbardziej zaciekawił mnie opis Tamlena. Na początku ja opowiedziałam o nim Lelianie, nie pominęłam żadnego szczegółu, zarówno w wyglądzie, jak i w charakterze. Nie potrafiłabym czegokolwiek ominąć. Potem ona postarała się jak najlepiej opisać go pisarzowi. Choć nigdy nie miała jego twarzy przed sobą, bardzo dobrze wszystko mi potem opowiedziała. Pominęła parę mniej ważnych faktów, ale nie zrobiło to wielkiej różnicy. 
Lecz nie wiedziała jednego. A mianowicie - jak bardzo go kochałam. Nie powiedziałam jej tego wprost, ale zapewne się domyśliła. Nikogo bowiem nie opisałam jej z taką dokładnością.
Tamlen był inny niż reszta elfów w klanie. Z początku był to zwykły najlepszy przyjaciel. Zawsze narażał swoje życie dla mojego. Z czasem zaczęłam do niego czuć coś więcej. Około tydzień przed wyprawą w tamte opuszczone ruiny pocałował mnie po raz pierwszy. Już miałam wizję, jak cały klan świętował nasze zaręczyny. Miałam na nie wielką nadzieję.
Wracając do czytania książki w rezydencji... Czytałam fragment jego opisu bardzo dokładnie, cały czas w kółko i w kółko. Nie mogłam się powstrzymać, by przestać. Został w moim sercu na zawsze i nie potrafiłam żyć bez myślenia o nim.

Tamlen. Był to przyjaciel naszej drogiej Mesiry Mahariel, Bohaterki Fereldenu, której zawdzięczamy nasze życia i pokój w państwie. To on był jednym z ostatnich, którzy widzieli ją, zanim została na zawsze splugawiona przez pradawny eluvian. [...] Był silnym, dobrze zbudowanym młodym mężczyzną o włosach blond i oczach niebieskich. Znał ją odkąd się urodziła. Razem ratowali swój dalijski klan wiele razy. Zawsze razem. Byli nierozłącznymi i wiernymi przyjaciółmi. Gdzie ona się udała, tam on. Gdzie on się udał, tam ona. Tworzyli wystarczający we własnym zakresie dwuosobowy zespół. Zgrany, jak niebo i ziemia. Wspólnie dokonali w młodości wspaniałych odkryć nie tylko dla klanu, ale i też dla reszty kraju. 

Ten właśnie fragment wprawiał mnie w płacz. ,,Zawsze razem.''  To była najszczersza prawda. ,,Gdzie ja, tam i on. Gdzie on, tam i ja.'' Nie było momentu, gdy opiekunka lub ktokolwiek inny zdołał nas rozdzielić. Zawsze byliśmy ,,dwuosobowym zespołem'', jakiego nikt nie mógł stworzyć. Niepowtarzalni i wierni. Wszyscy nam zazdrościli tej umiejętności rozumienia się niczym przez telepatię. Nieraz, nie dwa chcieli nas wysłać do wojsk fereldeńskich, a wtedy protestowaliśmy niemiłosiernie. Nasze miejsce było zawsze i wszędzie w klanie. Gdyby nie my, wiele razy by już polegli. A jednak troszczyliśmy się o nich i zostaliśmy do końca. Tak samo było ze mną i nim...






Źródło arta : DeviantArt

czwartek, 8 października 2015

fem!Hawke & Fenris - 4

Rozdział 4


Staliśmy tak przytuleni dobre parę minut. Było mi naprawdę przyjemnie i ciepło. Jego ciało przylegające do mojego i jego łzy spływające po naszych policzkach. Dlaczego on płakał - długo rozmyślałam. Lecz po pewnym czasie się znów odezwał.
-Klara... Byłem u akuszerki, już wszystko wiem. To był drugi powód, dla którego chciałem uciec. Stchórzyłem, bardzo stchórzyłem. Bałem się tego, że będę złym ojcem i sobie nie poradzę. Pewnie mnie znienawidzisz - W końcu o mało cię nie zostawiłem... Jestem idiotą, większym niż Anders.
Wtedy i ja zaczęłam płakać. Odsunęłam się i spojrzeliśmy sobie w oczy- zapłakane w zapłakane. Dopiero co miałam obawy, że mnie zostawi. A teraz to się prawie spełniło...
-Jak... ty mogłeś? Najpierw nie wytrzymujesz i sprawiasz, że zostaję ciężarną a potem uciekasz? Po tobie się tego nie spodziewałam... 
Cofnęłam się pod ścianę, po czym zaczęłam płakać tak mocno, że słyszeli mnie za ścianą. Fenris stał nadal chwilę, po czym zaczął się do mnie zbliżać. Automatycznie zerwałam się i wstałam. Przyłożyłam sobie rękę na dekolt, a czerwone i czarne płomyczki błyskały. On dobrze wiedział co robię. 
Już tak raz zrobiłam, gdy moja matka umarła w moich ramionach. Wstałam, przyłożyłam sobie rękę i z zamkniętymi oczami stałam. Moi towarzysze wtedy patrzyli na mnie zakłopotani. Dopiero, gdy upadłam zrozumieli, że odbierałam sobie moc życiową oddając ją do otoczenia. Wtedy Fenris mnie złapał, a gdy straciłam przytomność odprowadził do domu. Gamlen wtedy był taki roztrzęsiony, że myślał, że umarłam. I szkoda, że wtedy się tak nie stało, bo gdy dowiedziałam się prawdy o tym, co Fenris chciał zrobić bardzo tego żałowałam i ponownie spróbowałam.
-Nie rób tego! - wtedy rzucił się na mnie. Nie agresywnie, lecz w przestraszeniu.
Przywarł mnie za nadgarstki do ściany i pocałował. Był to kolejny długi, namiętny i romantyczny pocałunek. Jeden z tych, które mi przypominały całe moje życie. Od najgorszych doświadczeń, do tych najpiękniejszych chwil. Najpierw wszystko zawsze jest szare w tych wizjach. Z czasem nabierają kolorów, a na końcu tworzą pięknie kompozycje, wręcz abstrakcyjne. Ale mimo wszystko są piękne... I do tej pory nie przestaję ich wszystkich sobie przypominać, bo nawet jeśli chwila jest najgorsza w życiu, to zawsze wywoła płacz, czy wzruszenie, już niekoniecznie smutne.
-Klara, przestań. Jestem idiotą, kretynem, głupcem, ale cię kocham. I nie mogę bez ciebie żyć. I zdaję sobie sprawę z tego, że cię zraniłem taką głupią rzeczą. Ale wiem, że nie mogę cię zostawić. I nie zostawię już nigdy, tylko błagam cię - Muszę znaleźć tych łowców. To jedni z tych, którzy mieli na nas wyskoczyć jako ostatni w dolinie podczas podróży na Okaleczone Wybrzeże. Jednak kazano im się wycofać. Muszę Klara, po prostu muszę ich znaleźć.
-Rozumiem... Ale weźmiesz ze sobą mnie i kogoś jeszcze. Nie ma mowy, żebyś poszedł sam - położyłam mu rękę na policzku, a ten przykrył ją swoją.
-Nie, nie możesz się narazić. A co jeśli coś ci się stanie? Odpowiadam za ciebie i za nie. 
-Nic mi nie będzie, Fenrisie. 
-Powinienem być stanowczy  i nie pozwolić ci iść za nic. Ale chyba bardziej bym się teraz obawiał, gdybyś została sama w Kirkwall... Nie ma sensu już tam wracać, wyruszymy jutro w dalszą podróż...
-A co z trzecią osobą...?
Rozglądał się chwilę na boki, rozmyślając nad tym. Po chwili zgrymasił się.
-Jedyną niedaleką osobą jest... Anders. - widziałam palącą w jego oczach nienawiść. Nienawidził go z całego serca. Bardziej, niż Merill czy Isabellę. Lecz wciąż mniej, niż zmarłego Danariusa. 
-Nie mamy wyboru, Fenrisie... 
-Wiem. Będziemy się tym martwić jutro. A teraz... - objął mnie w talii - Chyba zapoznamy się bliżej z... No właśnie... Dziecko bez imienia, to żadne dziecko. Trzeba wymyślić chociażby przykładowe imiona i dla chłopca i dziewczynki.
-Leandra, Bethany, Carver, Malcolm...
-Klara... - już widział moje łzy napływające do oczu. - Otrząśnij się - zaśmiał się i uśmiechnął a ja zaraz po nim - Póki co porozmyślam nad jakimiś, a ty nie wspominaj ich. Niech żyją dalej w twoim sercu, ale na pewno nie chcieli by, byś wciąż rozpamiętywała, co się im przytrafiło - Ucałował mnie w czoło. -Powinnaś odpocząć, w końcu jutro wyruszamy... 
Pocałowałam go po raz ostatni i zaczęłam przygotowywać się do spania.


Tu tu tu! Piosenka, której słuchałam podczas pisania. Mrr :3   <---- kliknij! <3





Źródło Arta : Pinterest

wtorek, 6 października 2015

fem!Hawke & Fenris - 3

Rozdział 3
Panowanie nad sobą...

Podróż z Kirkwall do Lothering była... dość nietypowa. Wolałabym pominąć ten element, ekhem... Po drodze pokłóciłam się z kapitanem statku, prawie rzuciłam nożem w własnego psa, zabiłam wiele wilków, pozachwycałam się swoją formą - nic wielkiego. 
Kiedy wkroczyłam do miasta, powitał mnie znajomy zapach rodzinnych stron. Lothering aktualnie było w trakcie odbudowy. Szłam powoli przed siebie patrząc na otoczenie. Głównie wciąż zmasakrowane budynki, zeschnięte pola i strachy polne. Nic ciekawego, jak na pierwszy rzut oka. Ale jednak jeden obiekt przykuł moją uwagę... Drzewo. Niewielka brzoza, niestety była już spalona. Ale przywołała wspomnienia, te lepsze. Przypomniało mi się, jak wchodziłam na nią i szukałam przygód. Udawałam pirata, wojownika, maga i również łotrzyka, a jednak skończyłam jako mag. Dziwne było  moje życie. Najpierw straciłam ojca, tego, który kochał mnie i moje rodzeństwo bardzo mocno. On nauczył mnie korzystać z magii. Były to czasy pięknych, lecz męczących treningów, ale nie poszły na marne. Potem przyszedł na jednego z bliźniaków - Bethany. Zginęła, gdy zaatakował nas ogr. Chciała obronić matkę, jednak nie udało się jej... Biedna, moja ukochana siostrzyczka. Potem gdy wyruszyłam na ekspedycję na Głębokie Ścieżki zginął Carver. Zapędził się i pomioty go skaleczyły, z czym wiąże się to, że zginął podczas przemiany w jednego z nich. Przeklęta plaga... A potem matka. Została zamordowana przez fanatycznego maga krwi, który nie mógł wytrzymać z tęsknoty za swoją żoną. Więc ,,złożył'' sobie nową... Jak to określił ,,Znalazł idealne paluszki, nogi, tułów, ręce i... twarz'', która należała do mojej matki. Więc w sumie tak, jestem ostatnią z rodu Hawke. 
Powracając do Lothering - Podążałam ścieżką prosto do mostku. Przeszłam przez niego i poczułam się, niczym gdy miałam 10 lat. Przesiadywałam tam i na brzozie bardzo często. Strumyk, nad którym biegł ten most był taki uroczy.., Wręcz magiczny. Czułam pozytywną energię, jaka z niego dobiegała.
Gdy już minęłam mostek, przechadzałam się dalej przez małe miasteczko, może nawet wieś. Wtedy dostrzegłam właśnie ten zniszczony domek, w którym żyłam od urodzenia. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, by kiedyś do niego wrócić. Z Fenrisem... i nim. Albo nią. Kto wie... 
Nagle dostrzegłam mojego tamtejszego swego czasu największego wroga. Postanowiłam się ,,przywitać''.
Podeszłam cicho od tyłu i zaczęłam kręcić drobnym płomyczkiem w dłoni.
-Witaj Latriusie... - powiedziałam cicho, lecz agresywnie
-Hawke... Klara, Hawke. Cóż za spotkanie. Wielka  Bohaterka raczyła odwiedzić rodzinne strony.
-Nie czuj się wyjątkowo. Kto wie, czy nie przyszłam zrobić czegoś jak słynny Fen'Harel.
-Nie umiesz strzelać z łuku - parsknął śmiechem - W porównaniu do mnie.
-Za to mogę uciszyć cię jednym ruchem ręki. W sposób szybki i bardzo bolesny - uśmiechnęłam się szyderczo - A teraz... - zaczęłam przechadzać się dookoła jego, gdy ten wyraźnie wystraszony stał osłupiały - Odpowiesz mi na kilka pytań, albo ten oto płomień przeniesie się na twoją wielce uwielbianą czuprynkę - Dobrze wiedziałam gdzie uderzyć, włosy to od zawsze był jego słaby punkt.
-Nie tak pochopnie, Hawke. Pytaj, jeśli musisz...
-Był tu elf, białowłosy, z wielkim mieczem i ,,tatuażami'' - Starałam się ukryć fakt o jego wtopionym w skórę lyrium.
-Chodzi ci o tego gbura, to na wylot przeleciał ręką przez tamtego łowcę? Po tym uciekali gdzie pieprz rośnie! Niesamowite, jak on to zrobił?
-Nieistotne... Dokąd się udał? 
-Jeśli dobrze pamiętam, to poszedł do tawerny. Wszedł do niej z pół godziny temu... Jednak tyle czasu to ja tutaj robię i wciąż nie widziałem, aby stamtąd wyszedł. Pewnie biedaczyna poszedł się upić.
-Nie sądzę. W każdym razie dziękuję za informacje. Do zobaczenia, hmm. Przy okazji...
-Żegnaj, Hawke.
Oddaliłam się, wciąż nasłuchując, czy nie dobiera łuku, jednak zachował rozum i nawet nie zerknął na ten. Oczywiście udałam się do tawerny, która jeszcze na początku plagi była w pewnym sensie schronieniem dla uchodźców. Była naprawdę blisko miejsca, w którym rozmawiałam z Latriusem, więc spacer doń nie zajął mi wiele czasu. Po chwili byłam już w środku. Na progu oczywiście powitał mnie mocny zapach specjalnego wina właściciela. Dobrze było wiedzieć, że chociaż on dał radę uciec przed plagą, a następnie wrócić na stanowisko. W budynku nie było wiele ludzi, tylko parę pijaków obok kominka. Rozkoszowali się moim ulubionym - grzańcem. Gdybym tylko miała możliwość, to bym wtedy napiła się, ale poszukiwanie Fenrisa było dla mnie o wiele ważniejsze. Postanowiłam wypytać starego Danala.
-Witaj Danalu! Ile to lat minęło, od początku tej cholernej plagi. No ale, przynajmniej te cuchnące kwiaty poznikały! - Postanowiłam rzucić żartem, w końcu on je uwielbiał.
-Stara, dobra Hawke. Nic się nie zmieniłaś! Choć przyznam, przybyło ci blizn i wyglądasz na nieco doroślejszą - uśmiechnął się serdecznie - W czym mogę ci dzisiaj pomóc?
-Danalu, potrzebuję informacji o białowłosym elfie, który tutaj przyszedł. Widziałeś go, prawda?
-Ahh, chodzi ci o tego młodzieńca, który mieszka w pokoju numer 9? Zapukaj, jeśli go znasz. Tylko błagam cię, nie spal mu włosów, tak jak to zrobiłaś ostatniemu elfowi w tej tawernie.
-Nie martw się, jemu w życiu nie zrobię żadnej krzywdy, chociażby błagał mnie na kolanach. - uśmiechnęłam się - Dziękuję, do zobaczenia.
Udałam się na półpiętro, gdzie znajdowało się pierwszych 10 pokoi. Wędrowałam wzrokiem po każdych mijanych drzwiach. Mimo tego, że dobrze wiedziałam, gdzie jest jaki pokój, postanowiłam się rozejrzeć. Po pladze i odbudowie mogło się wiele zmienić. A jednak, numer 9 jako jedyny stał na swoim miejscu. Wtedy zapukałam.
-F-Fenris...? - lekko jąknęłam się.
-Klara?! - słyszałam jak coś przewrócił szybko wstając, by mi otworzyć. 
Nagle drzwi się uchyliły. Rozglądnął się za mną i przyciągnął mnie ręką na talii za próg drzwi. Szybkim ruchem zamknął drzwi i stanął przy nich blokując jakiekolwiek wyjście czy wejście.
-Pisałem.. prosiłem. Dlaczego tak bardzo chcesz naszej śmierci?!
-Dlaczego... co?! To chyba ty chcesz mojej! Umarłabym z odwodnienia lub tęsknoty, zanim zdążył byś wrócić. Poza tym, dlaczego ty we mnie tak wątpisz? Naprawdę myślałeś, że nie zdobędę się by... - przerwał mi pocałunek.
Był on długi i namiętny... Nagle poczułam jak łzy spływają mi po policzkach, lecz nie były moje. On płakał... Pierwszy raz w życiu widziałam, jak płakał.



Art lekko przeze mnie przerobiony
Źródło Arta : Pinterest